SŁOWO  NA  NIEDZIELĘ   


27 kwietnia 2024 – II Niedziela Wielkanocna












Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.










Dotknąć Niewidzialnego

Słowa Jezusa „błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” nie oznaczają, że nasza wiara ma być ślepa. Jezus chce, abyśmy wszyscy Go doświadczyli i aby nasza wiara opierała się na doświadczeniu, a nie na teorii. Wiadomo jednak, że nie wszyscy mogli zobaczyć Jezusa po Jego zmartwychwstaniu a przed wniebowstąpieniem. Błogosławieni są więc ci, którzy doświadczyli Jezusa w inny sposób niż ten opisany w dzisiejszej Ewangelii, to znaczy w sposób duchowy.

Wbrew temu co się powszechnie sądzi, doświadczenie duchowe jest bowiem wspanialszym doświadczeniem niż to „naoczne”. Doświadczenie duchowe przenosi nas do nowej, niebiańskiej rzeczywistości, bo daje nam doświadczenie Jezusa nie tylko zmartwychwstałego, ale i „wniebowstąpionego”. Pozwala nam dotknąć niewidzialnego Jezusa.

O. Mieczysław Łusiak SJ


Komentarz do pierwszego czytania

Krużganki Salomona… Miejsce na terenie świątyni jerozolimskiej, po którym przechadzał się Jezus Chrystus i skąd przegnał obrażających święte miejsce i frymarczących kupców. To tu zebrali się apostołowie, by głosić światu Dobrą Nowinę. Przestali się wreszcie bać o swoje życie, bo uwierzyli w Zmartwychwstałego, który objawił się im w Wieczerniku. Teraz bez obaw zaczęli tworzyć zręby pierwotnego Kościoła. Czy dysponowali w tym celu specjalnymi narzędziami, technikami? Nie, ale to przez ich ręce działo się wiele znaków i cudów, które w sposób istotny przemawiały do współczesnych im ludzi. Uzdrawiali chorych i dręczonych przez duchy nieczyste. To wszystko czynili z głębi swojej wiary, nikomu nie odmawiając swojej posługi. Ich spontaniczna działalność spowodowała, że grono osób wierzących w Jezusa znacząco zaczęło się powiększać.

Dziś jest inaczej – tracimy wiernych, zwłaszcza tych młodych, którym nie potrafimy stworzyć atrakcyjnych warunków do dalszego rozwoju w wierze katolickiej. Potrzebujemy „krużganków Salomona” oraz „rąk” i „cienia” – tych specyficznych narzędzi apostołów.

W Niedzielę Miłosierdzia Bożego módlmy się, aby uzdrawiający cień Jezusa Chrystusa dotknął także nas. Niech nas wyzwoli z niemocy i bojaźni działania na Jego chwałę.

 

Komentarz do drugiego czytania

Odwołanie do siedmiu Kościołów w Apokalipsie św. Jana ma zarówno znaczenie historyczne, jak i symboliczne. Kościoły te, wymienione wprost w tym fragmencie, faktycznie istniały w Azji Mniejszej (obecnie Turcja) i reprezentowały rzeczywiste wspólnoty chrześcijańskie, które zmagały się z różnymi problemami, takimi jak prześladowania, herezje czy kompromisy moralne. Św. Jan doświadcza wizji i jednocześnie dostaje nakaz przekazania tego co dostrzegł i usłyszał do owych Kościołów. Cel jest zasadniczy – wzmocnienie wiary ówczesnych chrześcijan. Dla podkreślenia wagi wydarzenia – wizja następuje w niedzielę, w pierwszy dzień tygodnia, w dzień zmartwychwstania Chrystusa. Syn Człowieczy objawia się w szacie do stóp opiętej złotym pasem, która wskazuje na Jego nadzwyczajną godność: królewską i arcykapłańską. Nie bez znaczenia jest także i to, iż Jan słyszał Jego potężny głos, „…jak gdyby trąby mówiącej…”. To służy podkreśleniu teofanii, aktu objawienia się Boga. Nadto wzmianki dotyczące śmierci i zmartwychwstania umożliwiają wprost rozpoznać w osobie „podobnej do Syna Człowieczego”, osobę Jezusa Chrystusa.

Czasami my także miewamy różnego rodzaju wizje. We śnie, na jawie… Bywa, że nieraz zastanawiamy się skąd znamy daną sytuację, choć nigdy w niej nie uczestniczyliśmy. Gdzieś w naszej wyobraźni przesuwają się różne obrazy, jakby wzmianki jakiegoś zdarzenia, ostrzeżenie. Tłumaczymy to sobie różnie, ale rzadko dopuszczamy do siebie wersję, że może właśnie otrzymaliśmy szczególną informację, której nadawcą może być nasz Pan.

 

Komentarz do Ewangelii

Tomasz – niedowiarek i sceptyk, takim kreśli go dzisiejsza Ewangelia. Nie uczestniczył w spotkaniu ze Zmartwychwstałym wraz z innymi apostołami. Biblia nie wyjaśnia przyczyn, dla których był nieobecny w tym wydarzeniu. Nie uwierzył w relacje współtowarzyszy i nie podzielił ich radości. Uznał, że tylko jego osobiste doświadczenie, poprzez dotyk, będzie miarodajne. Jezus – w swoim miłosierdziu – daje mu tę szansę. Objawia się ponownie w domu, w którym przebywali apostołowie, jakby tylko dla niego. Ten Dobry Pasterz odnajduje zagubioną owieczkę i daje jej szansę powrotu do stada. Tomasz dostaje, jako jedyny, możliwość dotknięcia ran chrystusowych i staje się przez to „świadkiem koronnym” bóstwa Jezusa. Ten uczeń, który miał tak mało wiary, dotykał tych ran, które przyniosły zbawienie całemu światu… Łaska miłosierdzia…

Św. Tomaszowi Ewangelia przypisuje przydomek – Didymos, co w języku greckim oznaczało „bliźniak”. W Nowym Testamencie nie odnajdujemy żadnych informacji, co do przyczyn, dla których to imię było mu właśnie tak nadane. Nie wiemy czyim był bratem bliźniakiem i czy w ogóle nim był. Czasem się zastanawiam, czy to nie mój, a może i Twój brat bliźniak… Może ta łaska miłosierdzia dotknie także i nas. To dobry dzień, by się o to pomodlić.


Ślady gwoździ

Popularna tradycja dosyć surowo obchodzi się z Tomaszem Didymosem. Dociekliwy apostoł został na zawsze naznaczony przydomkiem „niewierny”. I jest w tym przydomku ziarno prawdy, gdy weźmie się pod uwagę jego butną deklarację niewiary, jeżeli nie zostaną spełnione postawione przez niego warunki. Dodać trzeba – absolutnie zaporowe. Tomasz chce wierzyć, ale jedynie na własnych warunkach. Być może jest w jego butnej postawie pragnienie oparcia tej niesamowitej wieści o zmartwychwstaniu Chrystusa na fundamencie na tyle solidnym, by nie musiał na nowo przeżywać bolesnego rozczarowania, jakiego doznał wobec tragedii Golgoty. Tomasz jest na tyle silną osobowością, że nie obawia się wyrazić swojego sceptycyzmu wobec wszystkich innych Apostołów, ogarniętych już wielkanocną radością. Ostatecznie Tomasz zostaje rzucony na kolana, ale nie ma w tej scenie niczego poniżającego. Nie jest to gest jego kapitulacji, ale raczej jego bezgranicznej fascynacji. Zostaje skonfrontowany z czymś, co rozbija w drobny pył jego zdroworozsądkowe zastrzeżenia.

Janowy fragment o „niewiernym” Tomaszu bardziej niż inne opowiadania o spotkaniach Apostołów ze Zmartwychwstałym, wydobywa szczegół, który jest doprawdy niezwykły: rany Zmartwychwstałego. Ich realność jest w dosłownym tego słowa znaczeniu dotykalna. Uwielbiony Pan nie pozbywa się swoich ran. Jest to prawda, która musi cechować dojrzałą wiarę w Niego. Chrześcijanin nigdy nie powinien zanurzać się w przepaść Jego męki i śmierci – jak śpiewamy w Gorzkich Żalach – bez świadomości Jego zwycięstwa i zmartwychwstania. Ale też nigdy nie powinien świętować zmartwychwstania Chrystusa bez świadomości ceny, jaką zapłacił On za zbawienie świata.

Dojrzała wiara w Tajemnicę Paschalną, tajemnicę śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, zawiera w sobie całą powagę cierpienia za zbawienie świata, ale też całą radość ostatecznego zwycięstwa. Tylko wtedy może nieść człowieka poprzez wszystkie życiowe pogody i niepogody.

Ks. Marian Machinek MSF

I ja was posyłam

„Kościół odczytuje na nowo orędzie miłosierdzia, aby skutecznie nieść pokoleniu końca drugiego tysiąclecia i przyszłym generacjom światło nadziei. Nieprzerwanie też prosi Boga o miłosierdzie dla wszystkich ludzi. W żadnym czasie, w żadnym okresie dziejów – a zwłaszcza w okresie tak przełomowym jak nasz – Kościół nie może zapomnieć o modlitwie, która jest wołaniem o miłosierdzie Boga” (Jan Paweł II).

Te papieskie słowa, wypowiedziane przed laty w Łagiewnikach, prowadzą nas do tego miejsca, które u progu nowego tysiąclecia pozwoliło Kościołowi na nowo odczytać jedną z najważniejszych prawd o Bogu. Kiedy spoglądamy na łagiewnickie sanktuarium w jego dzisiejszym kształcie i przechodzimy od starego przyklasztornego kościółka do nowoczesnej bazyliki, można w pewien sposób odczuć, że ta sama prawda, to samo doświadczenie wiary, wciąż na nowo przenika życie Kościoła i pozwala mu powracać do posiania, którym obdarzył go Chrystus Zmartwychwstały.

Gdy Pan Jezus po swym zmartwychwstaniu przychodzi do uczniów i zwraca się do nich: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”, dodaje natychmiast: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone...” Te dwa posłania, które wychodzą z ust Jezusa, trzeba odczytać jako jedną całość. Nie można ich oddzielić. I choć Chrystus zwraca się bezpośrednio do swoich uczniów, warto sobie zadać pytanie, na ile każdy z nas czuje się odpowiedzialny za zwiastowanie tajemnicy pojednania, odpuszczenia grzechów, które ma swoje korzenie w miłosierdziu Ojca. Bo to przecież On posyła na świat swego Syna, abyśmy życie mieli dzięki Niemu.

W obliczu wszystkiego, co Pan Jezus powiedział w czasie swego ziemskiego życia, te dwa proste zdania, wypowiedziane do uczniów po zmartwychwstaniu, muszą pobudzać do refleksji. Wydaje się bowiem, że w tym spotkaniu Zmartwychwstałego z uczniami wszystko inne schodzi na drugi plan. Pozostaje tylko to jedno: myśl o dopuszczeniu grzechów, o pojednaniu przez Krzyż i Zmartwychwstanie. Tak niewiele słów... Jakże są one jednak wymowne.

Dariusz Madejczyk

 

Pan mój i Bóg mój

Dzisiejsze święto Miłosierdzia Bożego ukazuje nam ogrom Bożej miłości względem każdego z nas. Jezus otwiera przed nami wnętrze swojego Najświętszego Serca, byśmy mogli zaczerpnąć wiele łask dla siebie i całego świata. Dlatego i my otwórzmy się na bezmiar tej miłości uzdrawiającej, byśmy mieli pełny udział w radościach Zmartwychwstania. „Bóg bogaty w miłosierdzie” pragnie dotknąć nas swoją łaską, byśmy nie byli niewolnikami grzechu i szatana, ale stali się „dziećmi Światłości”.

Zmartwychwstały Jezus zachęca nas do głębokiej wiary, pobudza naszą nadzieję i obdarza nową miłością. Miłość ta większa jest od śmierci, przezwycięża wszelkie zło i jest całkowicie bezinteresowna. Nie patrzy na to, co było, ale pragnie nam dać nową szansę na lepsze jutro. Dzisiejszy świat, tak bardzo poraniony grzechem egoizmu i pychy, potrzebuje tej miłości, by w sercu każdego człowieka zapanował pokój i radość, które płyną z faktu pustego grobu Zbawiciela.

Chciejmy dziś, wpatrując się w Miłosiernego Pana, powiedzieć za św. Tomaszem: „Pan mój i Bóg mój!”, byśmy mieli udział w błogosławieństwie Zbawiciela: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Nie bądźmy jedynie wystraszonymi uczniami Chrystusa, zamkniętymi w skorupie swoich słabości, ale stańmy się mężnymi głosicielami Jezusowej Ewangelii, bo Pan pokonał wszelkie zło i pragnie naszego szczęścia.

„Kiedy sam odsłonisz tajemnice swego miłosierdzia, wieczności będzie za mało, aby Ci za to należycie podziękować”. (św. Faustyna Kowalska, Dzienniczek, 1122).

Ks. Jacek Zakrzewski — pallotyn


Suma dóbr

Pierwszy dzień po zmartwychwstaniu. Oto po 33 latach nieobecności Syn wraca do Ojca. Znowu w domu. Któż wyrazi radość Ich spotkania po tak długiej rozłące, potrzebę celebrowanej obecności, której nic i nikt już nie zakłóca? Ojciec, Syn i Duch – nareszcie razem. I zdawać by się mogło, że zwyczajem ludzi powinni nareszcie nacieszyć się Sobą. Jednak Ewangelie rejestrują, że prawie tuż po powitaniu Syn znowu „wymknął się” z powrotem na ziemię. Rankiem rozmawiał z Marią Magdaleną, po południu odbył parugodzinną wędrówkę z uczniami do Emaus, a wieczorem zdążył jeszcze na spotkanie w Wieczerniku. Trudno przyjąć, że Jezus nie uzgadniał ze Swoim Ojcem tych kolejnych po zmartwychwstaniu teofanii w postaci odwiedzin. Co zatem wynika z „rozmowy”, jaka toczyła się w wieczności. Co uradzili względem człowieka?

Wieczorem pierwszego dnia tygodnia Jezus wszedł do Wieczernika, w którym w czwartek odprawił pierwszą Mszę i żegnał się z uczniami. Stanął pośrodku i jak relacjonuje będący tam świadek, życzył im pokoju. Mieli wprawdzie pokój, ale zaledwie taki, jaki zapewniały im zamknięte okiennice i zaryglowane drzwi. „Gdy spostrzegli, że w sali jest o jednego za dużo”, stracili i ten, bowiem zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Powiedział przeto: Macie tu coś do jedzenia? Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby – galilejskie danie narodowe. A kiedy jadł, czuli, jak strach odchodzi z ich serc.

Powoli w jego miejsce nadchodził pokój – jedyna rzeczywistość, jaką im przyniósł w darze. Powracając z wieczności nie zabrał ze Sobą niczego innego, tylko ów „pokój”. Dla wielu jest to słowo nieczytelne. Zwłaszcza po „walce o pokój”, po „obrońcach pokoju”, po tych, którzy przynieśli pokój na bagnetach i nie wypuścili ich z rąk. Słowo „pokój” częściej jest na ustach polityków i propagandzistów, aniżeli chrześcijan. Słychać je częściej na zebraniach i wiecach niż w świątyniach. A jednak za tym słowem ukryty jest pierwszy i najważniejszy dar od Boga, jaki przyniósł człowiekowi Jezus w dniu Swego zmartwychwstania. Ten dar musiał być wynikiem rozmów prowadzonych pomiędzy Synem i Ojcem. Wedle jednego z teologów oznacza on „pokój płynący z pewności, że dopóki będziecie żyć na świecie, nie zabraknie wam Bożej opieki i troski, a kiedy będziecie umierać, to, co najpiękniejsze, będziecie mieli przed sobą”.

„Dla Żydów pokój był sumą wszystkich dóbr. Życzyli go sobie przeto przy każdej okazji. I nasz Pan postępował podobnie – pisze Sylwester Bajan. Ale On nie tylko życzył im pokoju. On im go także dawał. Przenosił na nich pokój, w który sam opływał. Taki, który wypływa ze świadomości, że spełnia się wolę Ojca”. Pokój Chrystusa jest pokojem czystego serca, czystego sumienia. Powoduje on zgodę z samym sobą, a także z ludźmi. Jeśli pokój nie jest harmonią, tym, co spaja, tworzeniem tego, co łączy, zgodą, współdziałaniem, jednością, serdecznością - niech taki pokój zginie. Jeśli staje się stagnacją, bezruchem, jeśli czyni podziały i rozłamy – niech taki pokój odejdzie.

Pokój pochodzi od Boga. On bowiem jest naszym pokojem – pisze św. Paweł w liście do Efezjan.

Świat ukryty za słowami: Pokój wam, jest realny. Podarowany przez Jezusa uczniom w wielkanocny wieczór, może stać się również udziałem wszystkich ludzi pośród ich dni. Ten sam dar przynosi On podczas sprawowanej Eucharystii i na każdego zstępuje go tyle, na ile się otworzy. Pośród wojen na dole i na górze, w małżeństwach i w rodzinach, w środowiskach i pomiędzy ludami, musi przyjść pokój, jeśli mają oni ocaleć i rozwijać się. I nie przyjdzie na świat inaczej, jak tylko przez ludzkie serca.

Wiesław Niewęgłowski


MYŚL  TYGODNIA

Niebezpieczeństwo zaczyna się wtedy,
gdy nasze wątpliwości przeradzają się w szyderstwo i kpinę.