SŁOWO  NA  NIEDZIELĘ   


4 czerwca 2023 – Trójcy Przenajświętszej







Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.




Każdy, kto uwierzy w Jezusa Chrystusa, będzie zbawiony, ponieważ taka jest wola Ojca, aby każdy, kto wierzy w Jego Syna, nie zginął, ale miał życie wieczne. Bóg bowiem posłał Syna swego, aby świat został przez Niego zbawiony. Kto uwierzy, będzie zbawiony. Kto nie uwierzy, będzie potępiony.


Dom swój zbudował na skale

Wiara rodzi się ze słuchania, nie można jednak zapomnieć, że staje się silniejsza i zdolna odeprzeć pokusy i ataki złego wówczas, gdy utwierdzamy ją codziennym wysiłkiem, by wprowadzać usłyszane słowo w czyn.

Gdyby pytać o fenomen niektórych wydarzeń religijnych, które gromadzą rzesze wiernych, jednym ze wspólnych elementów będzie wyraźne połączenie wewnętrznego przeżycia, związanego z usłyszanym słowem, z pewnym doświadczeniem zewnętrznym, które każdy łatwo rozpoznaje i potrafi odnieść do swojego życia. Wielość przeżyć jest trudna do opisania. Może to być udział w nocy lednickiej, wypełnionej słowem i obrazami; może to być piesze pielgrzymowanie, gdzie słowo pieczętuje się zmęczeniem; czy wreszcie zasłuchanie w słowo Boże z oczami utkwionymi w obraz Maryi w Jej sanktuarium, a potem powrót do domu z butelką wody z cudownego źródła, która niejeden raz pozwoli wrócić sercem do tego wydarzenia i związanych z nim przeżyć.

Gdy w dzisiejszej Ewangelii słyszymy, że na skale buduje tylko ten, kto potrafi połączyć słowo i czyn, a właściwie wprowadzić słowo w czyn, warto sobie zdać sprawę z wartości tych wszystkich dodatkowych elementów, które składają się na doświadczenie naszej wiary. „Wypełnienie słowa” to oczywiście w pierwszym rzędzie i przede wszystkim zachowanie nauki Pana Jezusa. Ale „wypełnienie” to również zintegrowanie tego słowa z życiem, umiejscowienie go w świecie osobistych doświadczeń - tak by go przemieniało, kształtowało i z dnia na dzień czyniło ten świat coraz bardziej Bożym.

Kilometry pielgrzymkowej drogi, lednickie gadżety czy nawet wizyta w znanym sanktuarium same w sobie mają wartość bardzo ograniczoną. Mogą jednak pomóc. Za każdym razem chodzi bowiem tylko o jedno: najprościej mówiąc – o przyszłość. O to, by wielkie emocje, dobry duch i szczere chęci przełożyły się na lepsze życie w zwykłej, szarej dzienności.

Dariusz Madejczyk


Deus homo – homo deus

Dzisiejsza Ewangelia to przejmujący tekst o Bożym planie zbawienia względem człowieka. „Bóg tak umiłował świat”. W tych słowach otrzymujemy potwierdzenie, że Bóg kocha świat, że podstawową relacją między Bogiem a światem jest miłość. Bóg miłuje cały stworzony świat, ale zasadniczo słowa te odnoszą się do człowieka, gdyż dalej mowa jest o „każdym, kto wierzy”. A wierzyć może istota rozumna, czyli człowiek.

Miłość Boga jest tak wielka, że „Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. Z tych słów dowiadujemy się, że Bóg pragnął człowieka wyzwolić ze śmierci oraz obdarzyć go życiem wiecznym. Bowiem umiłowany od początku przez Boga człowiek – zgrzeszył. Tam w raju sprzeniewierzył się swojemu Stwórcy i skutkiem grzechu stały się cierpienia oraz śmierć. Potem grzech rozprzestrzenił się po całym świecie. Bóg dał człowiekowi przez Mojżesza dziesięć przykazań, o czym słyszeliśmy w pierwszym czytaniu. Przykazania te miały być i są do dziś wskazówkami, jak korzystać z daru wolności.

Co to znaczy, że Bóg „dał” swego Jednorodzonego Syna? „Dał” to znaczy po pierwsze, że posłał Syna na świat. W zamysłach Bożej Opatrzności zrodziła się myśl, aby odwieczny Syn Boży stał się człowiekiem, przyjmując ludzkie ciało. To wskazuje na niezwykłą godność człowieka, w którego mógł wcielić się i wcielił się Syn Boży. Jezus przyszedł na świat, aby otworzyć człowiekowi bramy życia wiecznego, aby człowieka zbawić. Tego wprowadzenia człowieka na drogę zbawienia dokonał Jezus poprzez dzieło odkupienia. Jezus, przeszedłszy przez cierpienie i śmierć, ostatecznie śmierć pokonał. Mamy tu zatem drugie znaczenie zdania: „Syna swego Jednorodzonego dał”. Bóg, chcąc, by Jego Syn, zrealizował plan zbawienia, dopuścił, aby Ten Jego Syn przeszedł przez straszną mękę. Bezpośrednią przyczyną śmierci Jezusa była ludzka złość tych, którzy Jezusa skazali i zamęczyli. Jednak działo się to zarówno z wolnej woli Jezusa, który samego siebie wydał na ofiarę, jak i z wolnej woli Boga Ojca, który pragnie zbawienia wszystkich ludzi i świata.

Ten Boży plan zbawienia wybrzmiewa w następnym zdaniu Ewangelii: „Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony”. Wykonawcą Bożego planu jest Jezus Chrystus. Zbawienie przychodzi do Boga, nie od ludzi. Przychodzi „z góry”, nie – oddolnie. Współczesny człowiek o tym często zapomina, zachowuje się tak jakby zbawienie było w jego własnych rękach. Człowiek żywi nieraz przekonanie, że sam siebie wyzwoli z cierpień, a nawet ze śmierci. A stanie się to – tak sądzi niejeden człowiek – dzięki nowoczesnym technologiom. Człowiek zapomina, że „Deus homo”, że Bóg stał się człowiekiem, by człowieka zbawić. Dzisiejszy człowiek zaczyna żywić przekonanie, że „homo deus”, że to on-człowiek sam dla siebie jest bogiem i dokona samozbawienia.

Boży plan zbawienia nie dokonuje się automatycznie. Człowiek posiada wolność, a Bóg ją szanuje. Aby dzieło odkupienia zrealizowane przez Jezusa przyniosło owoce w życiu człowieka, potrzebna jest wiara. Na temat wiary pojawiają się w rozważanym tu tekście trzy zdania: dwa budzące nadzieję, a jedno – skrajnie niepokojące. Najpierw słyszymy: „aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. Następnie czytamy: „Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu”. Te zdania pokazują, jak kluczowa jest wiara. Decyzja na to, by wierzyć, jest decyzją odnoszącą się do naszego zbawienia. To najważniejsza decyzja w życiu. Każdy musi ją podjąć we własnej wolności. Tej decyzji nie da się przelać automatycznie, nawet poprzez wychowanie rodzinne. Owszem, zadaniem rodziny chrześcijańskiej jest stworzyć jak najlepsze warunki, aby młody człowiek mógł podjąć właściwą decyzję, dotyczącą swojego zbawienia.

Po tych dwóch zdaniach o wierze pojawia się zdanie trzecie – o niewierze; bardzo niepokojące i przejmujące: „Kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego”. Dziś oczekuje się od Kościoła, by nie wypowiadał zdań negatywnych, niepokojących, przestrzegających. Czasem nawet pasterze Kościoła dokonują na własnych wypowiedziach bardzo precyzyjnej autocenzury, by nie wypowiedzieć tzw. zdania negatywnego. A oto tu z ust samego Jezusa padają słowa o niewierze, która ściąga na człowieka potępienie. Niewiara jest najcięższym grzechem człowieka. Ona zamyka człowieka na Boga, na Jego plan zbawienia. Jeśli człowiek nie wierzy w Boga, nie wierzy, że Bóg zbawia, to zamyka się na Boży plan zbawienia. Jeśli Bóg przestaje być Bogiem, to inne sprawy i wartości stają się bożkami. Człowiek staje się sam dla siebie bożkiem: homo deus. Zaczyna szukać tego zbawienia gdzie indziej, na przykład we własnych możliwościach, w nauce, w postępie. Człowiek wykracza w ten sposób przeciw pierwszemu, najważniejszemu przykazaniu Bożemu. To nie Bóg potępia człowieka, ale człowiek sam siebie potępia, zamykając się na łaskę z góry.

Co zatem będzie się działo ze wszystkimi niewierzącymi, dziś tak licznymi? Co stanie się z niewierzącymi, których znamy, których kochamy, z naszych rodzin, z grona naszych znajomych i przyjaciół? To bardzo, bardzo niepokojące pytania. Na pewno nie każda niewiara jest przez człowieka zawiniona. Inaczej mówiąc, nie każdy człowiek dobrowolnie wybrał niewiarę. Być może wychował się w środowisku, które nie znało prawdy o Bogu. Być może nie przedstawiono mu prawdziwego obrazu Bogu i dlatego odrzucił nie tyle dobrego Boga, ile Jego fałszywy obraz. Być może współczesne ateistyczne ideologie tak omamiły człowieka, że prawie pod jakimś przymusem odrzucił Boże zbawienie, dając się uwieźć atrakcyjnym wizjom. Możemy znajdować wiele przyczyn niewiary, które mają usprawiedliwić współczesnych niewierzących, a nam mają przynieść uspokojenie serca. I w tym wszystkim jest oczywiście bardzo wiele racji. Bo trzeba przypomnieć, że grzech ciężki jest popełniany wtedy, gdy ktoś świadomie i dobrowolnie łamie w sposób poważny któreś z przykazań Dekalogu. Być we współczesnych aktach niewiary jest dużo nieświadomości i niedobrowolności.

Jednak te rozważania pokazują, że troska o zbawienie jest najważniejszym zadaniem w życiu. Przede wszystkim każdy z nas odpowiada za własne zbawienie. Równocześnie powinniśmy zapytać siebie, co jeszcze możemy uczynić, by tych, za których w życiu w jakiś sposób odpowiadamy, podprowadzić pod zbawczą decyzję. Ostatecznie wiara jest łaską i o łaskę wiary dla siebie oraz dla swoich bliskich należy stale się modlić.

Uroczystość Najświętszej Trójcy jest dobrym czasem, aby ponownie oddać chwałę Bogu. By uwielbić Boga Ojca w Jego planie zbawienia. Podziękować Synowi Bożemu za dokonanie dzieła odkupienia. Wyrazić wdzięczność Duchowi Świętemu, który stale nas uświęca, rozpalając w nas ogień wiary i miłości Boga. Całej Trójcy możemy powierzyć naszych niewierzących, prosząc dla nich o łaskę wiary oraz ich otwarcie się na tę łaskę.

Ks. Antoni Bartoszek


Fundament wiary

Żyjemy w czasach wielkiej niepewności. Niepokój budzą zamachy terrorystyczne, nieuleczalne choroby, kryzys rodziny, a do tego upadek autorytetów moralnych. Potrzebujemy więc pewnego oparcia, fundamentu i poczucia bezpieczeństwa.

O takim solidnym fundamencie mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii. Każdy, kto słucha Jego słów i wypełnia je, podobny jest do człowieka, który swój dom zbudował na skale. Kiedy przyszły burze nic złego się nie stało, bo dom miał mocne fundamenty.

Fundamentem naszego życia duchowego jest wiara, a ściślej - jej jakość. Bo można być „wierzącym niepraktykującym”. Można też chodzić do kościoła, zasypywać Boga formułkami pacierzy, nawet przystępować do Komunii św., lecz w gruncie rzeczy nie wierzyć.

Wiara oznacza osobową więź z Bogiem, a ta wyraża się w posłuszeństwie Bożym przykazaniom. Prawdziwa wiara jest trudna i zawsze będzie związana z wyborem pomiędzy dobrem a złem, błogosławieństwem a przekleństwem, życiem a śmiercią. Nasz dramat polega na tym, że często nie potrafimy kojarzyć szczęścia z niczym innym, jak tylko z dobrobytem.

Powinniśmy zatem poważnie zastanowić się, co wybrać – czy to, co jest materialne i widzialne, czy też zaufać niewidzialnemu Bogu? Zazwyczaj okazuje się, że trafne jest rozwiązanie trudniejsze. A więc trzeba nam zawierzyć Bogu – poważnie potraktować Jego naukę i na niej budować swoje życie. Tylko wówczas żadna burza nie wyrządzi nam szkody.

Ks. Krzysztof Burski

Dzisiejsza niedziela poświęcona jest tajemnicy Trójcy Przenajświętszej. Wierzymy w jednego Boga w Trzech Osobach – tę prawdę Kościół podaje nam dziś do rozważenia. Nie zawsze jednak była to prawda katechizmowa, a poznawanie Boga dokonywało się w historii stopniowo. Bóg objawiał się ludziom według miary, jaką potrafili przyjąć. I tak dzisiejszy fragment z Księgi Rodzaju mówi o objawieniu na górze Horeb. Mojżesz w uniesieniu chwali Boga wymieniając Jego przymioty: miłosierny, łagodny, nieskory do gniewu, łaskawy, wierny. Mojżesz mówi o Bogu to, co Bóg pozwala mu poznać, czyli to, co widzi i rozumie w objawieniu, ale także to, czego na co dzień w obcowaniu z Bogiem doświadcza. Nie ma tu jeszcze mowy o Trzech Osobach, jest natomiast przekonanie o ogromnej życzliwości Boga względem nas. To ową życzliwość skrywają wszystkie wymienione przymioty i to ona skłoniła Boga, by się nam stopniowo objawiał. To wychylenie Boga ku człowiekowi, pragnienie spotkania i komunii widoczne jest w całym Starym Testamencie, a realizuje się w pełni w Nowym, w objawieniu Osoby Jezusa i potem Ducha Świętego.

Życzliwość Boga daje nam nadzieję pogłębiania osobistej relacji z Nim. I tak jak otworzyła Mojżeszowi możliwość modlitwy wstawienniczej za lud, tak i nas zaprasza do modlitwy za braci.

 

Duch Święty wzywa i uzdalnia nas do jedności. Jedność jest wartością, którą w szczególny sposób upodobał sobie Bóg. O jedność swych uczniów, czyli nas, modlił się Jezus w czasie Ostatniej Wieczerzy.

To Boże zabieganie o jedność wynika z życia wewnętrznego samego Boga, czyli z relacji, jakie istnieją między Ojcem, Synem i Duchem Świętym. My, jako stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, powinniśmy odzwierciedlać to wewnętrzne życie Trójcy Przenajświętszej. Jest to największym pragnieniem Boga, ponieważ wie On, że właśnie wtedy jesteśmy szczęśliwi i żyjemy pełnią życia. Wszelkie zakłócenia w tym temacie wynikają z grzechu pychy i jego pochodnych: gniewu, zazdrości, obojętności, egoizmu, złośliwości…

Wyjście naprzeciw Bożemu pragnieniu rozpoczyna się od modlitwy o jedność i pokój oraz (już jako owoc modlitwy) od nawrócenia serca ku bliźnim. To czasem trudny proces, dlatego św. Paweł pisze realistycznie: „Dążcie…” W tym dążeniu Bóg miłości i pokoju zawsze przyjdzie nam z pomocą.

 

Jezus stał się człowiekiem z miłości do nas. Przyszedł, aby nas zbawić. By jednak Jego dar rzeczywiście zaowocował w człowieku zbawieniem, potrzeba odpowiedzi, potrzeba po prostu wiary. Bóg traktuje nas poważnie i sam chciałby być tak potraktowany. Co to znaczy? To znaczy, że jak On ma osobiste odniesienie do mnie i do ciebie, tak wymaga, by każdy z nas miał osobiste odniesienie do Niego. Każdy za siebie ma zadecydować: tak, wierzę. Wierzę w Jego dobre intencje wobec mnie, w tę nieskończoną miłość, która zawiodła Go aż na krzyż, abym ja nie musiał się tam znaleźć, abym nie był cierpiący i niespełniony na wieki. Wierzę, że Jezus Chrystus, Syn Boży, prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek, Druga Osoba Trójcy Przenajświętszej, osobiście pragnie mieć mnie blisko siebie na zawsze.

Wierzę i proszę – mogę prosić – Ducha Świętego, aby umacniał i utwierdzał moją wiarę.


MYŚL  TYGODNIA

O własnych siłach można zostać bohaterem, zyskać sławę, ale świętość to coś innego, coś więcej i mniej: święty nie musi być bohaterem – w nim ma objawiać się Bóg. Święty jest dosłownie theoforos: niosący Boga.